sobota, 9 marca 2013

Rozdział 7

- Louis - wyszeptałam łamiącym się głosem. Moje życie to koszmar! Czemu zawsze ja muszę trafiać ma takie sytuacje? gdzie wszystko jest idealnie, a potem nagle rujnuje się przez jedną głupią sytuację. Ashley chyba nie załapała o co chodziło, gdy ją ciągnęłam za rękę w innym kierunku. Pozostało mi tylko grać. Uśmiechnęłam się do reszty chłopaków i przywitałam się z nimi.

- Powiesz nam czemu wyleciałaś z naszego domu? z płaczem? - Strzał w dziesiątkę z tym pytaniem. Sama zadawałam sobie je od paru godzin, czemu tak postąpiłam, a nie inaczej? Chyba strach mnie obleciał. Tak cholernie stchórzyłam. Przed zaangażowaniem. Czułam, że jak się zwiąże na poważnie z Harrym to to nie będzie przelotny romans jak dotychczas. To będzie prawdziwe. Czułam, że to się nie skończy na kwestii chłopak-dziewczyna, tylko na czymś głębszym. Ja po prostu spanikowałam. Musiałam coś powiedzieć chłopakom. Coś innego. Bo co mogłam? "Spanikowałam, że mogę się zakochiwać w Harrym, ba wiecie okłamywaliśmy was i tak na prawdę nie byliśmy ze sobą. Po seksie zdałam sobie sprawę, że go kocham"? Chyba bym musiała być torturowana, żebym coś takiego powiedziała. Ale zamiast mojej głupiej gadki powiedziałam tylko.
- Jak Harry wam nie powiedział, to też wam nie powiem. - Głupia jestem. Na prawdę. Wpakowałam się w to jedno wielkie bagno, mialam teraz okazję powiedzieć "Zdalismy sobie sprawę, że się nie kochamy, ale i tak rozstania bolą". Mogłabym wymyślić tyle głupich wymówek. Jaka ja jestem głupia! Witajcie! nazywam się Madelaine Katerina Olsen i jestem najgłupszą dziewczyna na świecie! Muszę to chyba przeboleć, słowo się rzekło, więc nie da się cofnąć czasu. Kolejny pech chciał, że zobaczyli nasze miny. Wiedzieli już, że coś się stało. Jedyna Ashley z całej tej gromadki wiedziała o co chodzi.
- Przykro mi, ja wam nie powiem, nie ze mną rozmawiajcie tylko z Harrym. - jako, że zobaczyłam, że zbiera im się na kolejną przemowę, jaka ja jestem niewdzięczna powiedziałam - a teraz musicie nam wybaczyć, mamy plany do załatwienia. - Gdy odeszłyśmy trochę, by nie mogli już nas zobaczyć z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Jak to cholernie nie sprawiedliwe!

~ 2 miesiące później ~

- Maggie powinnaś, to chyba jednak nie jest zatrucie. - usłyszałam, gdy dzisiaj po raz dziesiąty musiałam pobiec do łazienki, by zwymiotować. Od kilku tygodni codziennie miewam mdłości oraz dziwne zachcianki. Bez przerwy mam ochotę na jakieś warzywa, owoce lub okazjonalnie chałwę. Wiem. To dziwne. Przecież ja nawet nie lubię chałwy!
- Ashley, myślisz, że ja tego nie wiem? - powiedziałam, gdy wypłukałam usta. - Po prostu boję się, gdy to o czym myślę okaże się prawdą. Ja mam osiemnaście lat, jak myślisz, jak moi rodzice na to zareagują? Jak zareaguje na to ojciec dziecka? Z tego co wnioskuje jest nim Harry. Jakoś nie uśmiecha mi się mieć dziecka z akurat nim. Przecież jego fanki zjedzą mnie żywcem! Będą mnie oczerniać na prawo i lewo - nogi mi się załamały, więc usiadłam na podłodze i łza spłynęła mi po policzku, reszta z niej wzięła przykład i po chwili mocno zalałam się łzami. - One go znienawidzą - spojrzałam na czarnule czerwonymi, smutnymi oczami. - straci przeze mnie fanki, a ja... ja.... - kolejna fala płaczu zalała mnie. - nie potrafię mu tego zrobić, pomyśl, co miałabym zrobić?- Maggie - moja przyjaciółka usiadła na podłodze przy mnie i lekko obieła ramieniem, przyciągając mnie do siebie i przytulając. - Nie możesz myśleć tak pesymistycznie, po za tym możemy się jeszcze mylić. Nie zawsze mamy rację, pamiętasz ten dzień kiedy sądziłyśmy, że trujący bluszcz to mięta i zaparzyłyśmy sobie herbaty z niego? - zaśmiałam się na wspomnienie. - właśnie. Byłyśmy całe opuchnięte przez tydzień, a czemu? Bo się myliłyśmy. Możliwe, że teraz także tak jest. Pójdziemy do ginekologa i sprawdzimy czy wszystko jest okej. Nie ma co się martwić na zapas. A teraz chodź. Musisz się przebrać i idziemy. - Podniosła się i podała mi rękę. Po chwili obie stałyśmy przy mojej szafie i wybierałyśmy ubranie dla mnie. Ubrałam czarną luźną koszulkę z nadrukiem różnych postaci looney tunes, czarne rurki oraz bordowe vansy. Na dworze było dosyć zimno, więc założyłam skórzaną kurtkę na wierzch. Wzięłam klucze, dokumenty oraz telefon i po chwili razem z Ashley jechałyśmy do szpitala. To czarnula prowadziła, gdyż ja byłam za bardzo zdenerwowana. Co jeśli to okaże się prawdą? Nie mam zamiaru być.... w ciąży. To za bardzo mnie przerasta. Przeraża. Chciałabym żyć jak normalna nastolatka. Po dwudziestu minutach dojechałyśmy do szpitala. Higgins wyszła z samochodu, a ja nadal nie miałam odwagi by to zrobić. - Prędzej czy później i tak będziesz musiała to zrobić, lepiej mieć to już za sobą, nie sądzisz? - spytała po otwarciu moich drzwi. Wyszłam z auta i po zakluczeniu go ruszyłyśmy w stronę szpitala. Czas sądu właśnie nastał. Poszyłyśmy korytarzem w stronę gabinetu ginekologicznego. Wszędzie były kobiety z mężami już w zaawansowanej ciąży. Czułam się tam jak odmieniec. Nie dość, że młodsza, to jeszcze bez brzucha. Ash poszła mnie zarejestrować. Minęła najdłuższa godzina mojego życia. Teraz czas na mój osąd. Weszłyśmy do gabinetu i zauważyłam trzydziestoletnią kobietę o miedzianych włosach i miłym usmiechu.
- Witam was moje pani, co was do mnie sprowadza. - spytała słodkim i melodyjnym głosem. Mi odjęło mowy, więc Ashley wyjaśniła wszystko kobiecie. Pani Edwards kazała mi się położyć na leżaku i podciągnąć koszulkę do góry. Zrobiłam to co mi kazała i po chwili po moim brzuchu jeździła urządzeniem, które wcześniej wysmarowała przeźroczystą mazią. Gdy spojrzałam na ekran mój wzrok momentalnie złagodniał. Zobaczyłam tam dziecko. Owoc miłości, której nigdy nie powinno być. Podniosłam rękę i położyłam ją sobie na ustach, a w oczach zebrały mi się łzy. To był najpiękniejszy widok jaki w życiu ujrzałam. W moim brzuchu rozwijało się nowe życie. Moje dziecko. Będę je kochać. Spojrzałam na moją przyjaciółkę i ta od razu wiedziała o co mi chodzi. Widziała szczęście w moich oczach. Dostrzegła to, że już się nie boję.
- Więc jak widzisz Madelaine, tu widać rączkę, tu brzuch... - i tak po kolei wskazywała mi części ciała mojego dziecka. Mojego i Harry'ego. Nie ważne jak bardzo chciałabym, żeby mu nie mówić i tak trzeba to mu powiedzieć. Jedynie to. Żeby sam zdecydował. Ja się potem usunę. Wyjadę do L.A. na dwa lata, może więcej. W spokoju urodzę i będzie dobrze. Rodziców po proszę o nasz domek letniskowy. Złoże podanie na studia w tym mieście i razem z Ashley tam się przeprowadzimy. Jak Harry będzie chciał wejść do życia swojego dziecka to to zrobi. Wytarłam maź z mojego brzucha i nałożyłam koszulkę. Wzięłam zdjęcia oraz kartkę, na której były napisane zalecenia i data następnej wizyty kontrolnej. Wyszłyśmy ze szpitala i pozostał nam jeden kierunek. Dom One Direction.

Weszłam po schodach na ganek, przy drzwiach wejściowych. Już od dwudziestu minut waham się nad wyznaniem prawdy Harry'emu. Mam przy sobie zdjęcia, ale nadal nie wiem co zrobić. Ash stoi razem ze mną, ale ta, próbuje mnie namówić. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam trzy razy. Z każda chwilą mój stres narastał i coraz bardziej zapominałam jak się wysławiać. Spokojnie Maggie wszystko będzie dobrze. Pocieszałam siebie w duchu. Usłyszałam skrzepnięcie drzwi, a po chwili się otworzyły. Stanął w nich Zayn.
- Mogę porozmawiać z Harrym? - To były pierwsze słowa, które skierowałam do chłopaka. Co innego miałam powiedzieć? Cześć Zayn, możesz mnie wpuścić? Muszę powiedzieć twojemu przyjacielowi, że będziemy mieć dziecko, a także, że wyjeżdżam do L.A. nazajutrz. A tak a pro po co się u was działo, przez te dwa miesiące? Chyba bym musiała być szalona, jakbym miała tak powiedzieć. Po kilku chwilach chłopak się otrząsnął i zaprosił do środka ruchem ręki. Nic się nie zmieniło. 
- Harry jest u siebie w pokoju. Albo czyta książkę, albo śpi. - powiedział. Podziękowałam i poszłam we wskazanym kierunku. Odetchnęłam głęboko i cicho zapukałam.
- Odejdźcie. Nie mam ochoty gadać. - powiedział, gdy weszłam do środka. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to masa brudnych naczyń czy ubrań. Po pokoju walała się taka sterta śmieci, że nie dałoby się jej opisać. Po kilku chwilach spojrzałam na chłopaka. Miał spuchnięte, czerwone oczy. Serce się łamało na miliony kawałeczków, gdy to widziałam.
- Chętnie bym poszła, ale musimy porozmawiać. - powiedziałam po zamknięciu drzwi. Szybko zwrócił na mnie swój wzrok i zobaczyłam jego przemęczone oczy. Nie spał za długo w nocy. 
- Maggie? - szepnął cicho jakby zobaczył ducha. Cóż nie dziwię mu się. Od dwóch miesięcy nie daję znaku życia, a tu nagle się zjawiam i żądam rozmowy. - Co ty tutaj robisz? - na jego usta wkradł się cień uśmiechu.
- Już mówiłam. Musimy porozmawiać. - usiadłam na jego łóżku krzyżując nogi. - Jest pewna sprawa, którą powinieneś wiedzieć. - ze smutkiem spojrzałam na kopertę, którą trzymałam w moich małych dłoniach. - sądzę, że to ci wszystko wyjaśni. - podniosłam wzrok i wlepiając wzrok w jego zielone tęczówki, podałam mu kopertę. Z lekkim niepokojem wziął ją ode mnie i otworzył. Z chwilą zawahania wysunął zdjęcia z niej i odwrócił je w swoją stronę. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Jesteś w ciąży?
- Stwierdziłam, że jako ojciec powinieneś wiedzieć. - wstałam i wyszłam z jego pokoju. Wiedziałam, że gdybym została tam dłużej rozpłakałabym się.
___________________________________________________

Hej cześć i czołem! Mam nadzieję, że się spodobało i skomentujecie ;*